czwartek, 5 grudnia 2013

OFE – JAK PAŃSTWO OSZUKAŁO SWOICH OBYWATELI!

Otwarte Fundusze Emerytalne 13 lat temu miały być cudownym rozwiązaniem na bajeczną emeryturę dla każdego młodego Polaka, bajeczną jak u emerytów w Niemczech, dostatnie życie, wycieczki i wypoczynek w ciepłych krajach, jednym słowem żyć nie umierać! 
Mówiono nam wtedy, nam czyli ludziom do pięćdziesiątki, że nowy system emerytalny, w części komercyjny o charakterze kapitałowym, a w części w starym systemie, to cudowne rozwiązanie na osiągnięcie wysokich i bardzo wysokich emerytur na starość dla tych, co przejdą w stan spoczynku, po kilkudziesięciu latach pracy.

W tamtym czasie te obietnice wydawały się bardzo atrakcyjne, ponieważ tak jak dzisiaj, tak i wtedy emeryci i renciści uważali, że ich emerytury są za niskie aby wystarczyły na godziwe życie, leki, potrzebny im wypoczynek itd., Wprowadzenie OFE miało doprowadzić do tego, że każdy obywatel mógł sobie na tych funduszach kapitałowych dodatkowo odkładać pieniądze, które miały być w przyszłości istotnym dodatkiem do tych marnych ich emerytur, w dodatku nagromadzone przez lata środki (minimum 10 lat) podlegały dziedziczeniu, co potencjalnie wzmacniało ich znaczenie, ponieważ po śmierci danego emeryta z tych środków w drodze dziedziczenia mogła skorzystać najbliższa rodzina.

Wszystko wydawało się takie piękne, że aż niewiarygodne. Polscy emeryci też mogli być bogaci, niektórzy już widzieli, jak to z gestem zaproszą nad polskim Bałtykiem jakiegoś „Niemiaszka” na piwo i powiedzą… „a co, nas stać na to!”
Pamiętam te reklamy, w których powstające fundusze mamiły naiwnych ludzi aby ich tylko pozyskać do swojego funduszu, jak to wszystkim Polakom będzie dobrze w ich funduszach, no a  Cezary Pazura przekonywał „Bogdan będzie bankowy”, czyli dostaniesz kasę na bank i to jaką kasę!

Jednak w tym wszystkim był jeden zasadniczy mankament, na który niewiele osób zwróciło uwagę. Otóż prekursorem tej reformy był niejaki premier Leszek Balcerowicz, jakby ktoś nie wiedział „cudotwórca” polskiej transformacji gospodarczej. To ten, który unicestwił PGR y, skasował oszczędności bankowe szeregowych ludzi, dobił swoimi reformami państwowe przedsiębiorstwa i uruchomił wielką wyprzedaż polskich firm, niestety za półdarmo.
Jak wiadomo Pan Balcerowicz delikatnie mówiąc nie przepadał za emerytami i rencistami, uważając, że jest ich zdecydowanie za dużo i wcale tak mało tych świadczeń nie mają, więc należy je systematycznie ograniczać. Ten guru polskiej transformacji, nieomylny i popierany przez Bank Światowy postanowił wprowadzić reformy emerytalne, które miały uformować drugi kapitałowy filar, czyli OFE. Presja medialna, poparcie ośrodków kapitału zagranicznego była tak wielka, że omamiono większość polityków i ugrupowań parlamentarnych i reformę przy powszechnej akceptacji społecznej 13 lat temu wprowadzono w życie.

Niestety od samego początku politycy, którzy byli w temacie zorientowani i eksperci rządowi z przyczyn taktycznych nie powiedzieli całej prawdy o reformie, wręcz pominęli niewygodne informacje o ryzyku tych zmian emerytalnych i nie powiedzieli jaki jest faktyczny cel tej reformy.
Czego nie powiedziano, co pominięto i w rezultacie na czym polega oszustwo, którego autorami są ośrodki władzy?     
Po pierwsze, w świecie taka reforma była przeprowadzona tylko w Chile, w Ameryce Południowej, gdzie dominował drapieżny kapitalizm, a w dodatku w momencie wprowadzanie tej reformy w Polsce nie znaliśmy jeszcze efektów tej reformy w Chile, ponieważ była ona w stadium początkowym. Krótko mówiąc Bank Światowy zrobił sobie w Chile i poprzez L. Balcerowicza w Polsce, poletka doświadczalne.

Po drugie celem tej reformy emerytalnej nie była tak naprawdę troska o przyszłych emerytów i ich status materialny, tylko chodziło o zbudowanie polskiego rynku kapitałowego, którego ze względu na wyniszczenie polskiej gospodarki w okresie transformacji, inaczej nie sposób było w krótkim czasie stworzyć. Dlatego Balcerowicz z kieszeni biednych Polaków w ten sposób zaczął tworzyć rynek kapitałowy, niekoniecznie służący Polakom i interesom Polski.
Po trzecie, tworząc fundusze kapitałowe ze składek emerytalnych, czy ktoś chce czy nie chce, wprowadza się te fundusze na rynek obrotu kapitałowego, który podlega również różnym ryzykom gry rynkowej, czyli jak jest koniunktura to dany fundusz zyskuje, jak jest kryzys fundusz traci i tracą jego udziałowcy, czyli w rym przypadku Ci co odkładają na emeryturę. W skrajnych przypadkach te pieniądze mogą być bezwartościowe.

Po czwarte, na tych funduszach najlepiej sytuują się nie przyszli emeryci tylko kapitaliści, którzy tymi funduszami zarządzają i w ich imieniu inwestują, krótko mówiąc świetnie sobie z tego żyją.
Po piąte, przy poziomie polskich płac, tych osób co pracują, odprowadzane składki są tak małe, że po 10 latach dodatek do emerytury z tego źródła byłby minimalny, po 20 latach mały, po 30 latach na pewno niezadowalający, ok. kilkuset złotych. Nikt z prekursorów tej reformy takiej symulacji beneficjentom funduszy nie przedstawił, bo wielu z nich miałoby w nosie taki system emerytalny.


Po kilkunastu latach funkcjonowania tego systemu okazało się, że pojawił się jeszcze jeden problem polegający na tym, że podział składek emerytalnych na OFE i ZUS spowodował dziurę kilkudziesięciomiliardową złotych w Funduszu Ubezpieczeń, co przy zadłużeniu finansów publicznych państwa (prawie 900 mld. zł – ok 300 mld dolarów) stanowi dla rządu Tuska nie lada problem i może być źródłem totalnego krachu Państwa i nas wszystkich. Dlatego rząd ratuje tą tragiczną sytuacje naszymi emerytalnymi oszczędnościami po przez przejęcie finansów z OFE i załatanie w ten sposób dziury finansowej ZUS u i Państwa. Każda z tych operacji jest rozwiązaniem doraźnym i prowadzi Polskę i Polaków w bardzo trudny okres, w ogromne zamieszanie i wielkie problemy, które nas czekają, a Ci co przejdą z OFE do ZUS u mimo zapewnień Rządu wcale nie mają gwarancji, ze te środki zapewnia im wyższą emeryturę w przyszłość. To bajanie Rządu jest tak wiarygodne jak cała polityka tego rządu. Nie chcę tu nikogo straszyć ale po 23 latach kapitalizmu czeka nas duży kac po zabawie w eksperymenty na żywym organizmie jakim jest polskie społeczeństwo. 

Obraz Wałbrzycha jest tragiczny

Rozmowa na temat sytuacji w Wałbrzychu w telewizji DAMI. 

środa, 26 czerwca 2013

Polityka a rzeczywistość

Jako polityk z coraz większym niepokojem i zażenowaniem obserwuje rozdźwięk jaki następuje między rzeczywistością, czyli jakością życia dnia powszedniego każdego z nas, a „problemami”, którymi zajmują się politycy, Ci znani z pierwszych stron gazet, jak i Ci z ludu, tacy jak parlamentarzyści, którzy w czasie kampanii prześcigali się w składaniu postulatów, co to Oni nie zrobią dla mieszkańców regionu, z którego kandydują.

Z przykrością muszę stwierdzić, że wstyd mi za klasę polityczną w Polsce, gdy patrzę jak brnie Ona w ślepy zaułek swojego półświatka, zupełnie wyalienowanego z normalnego życia. Ten polityczny półświatek rządzi się dziwnymi prawami i stawia sobie specyficzne cele.

Pierwsze prawo polityków jest uniwersalne i opiera się na… wzajemnej nienawiści. Politycy różnych opcji partyjnych szczerze się nienawidzą. Jak oglądamy debaty publiczne w mediach, a tym bardziej debaty w polskim parlamencie, to łatwo można zauważyć jak duże są rozbieżności w podejściu poszczególnych przedstawicieli partii do tego samego problemu, w jak niskiej kulturze politycznej formułowane są argumenty jak ten problem rozwiązać, przy tym padają wzajemne oskarżenia, kto jest winien, że ten problem się w ogóle pojawił, a atmosfera tych debat jest ziejąca nienawiścią. W takiej sytuacji dany problem nigdy nie jest dogłębnie omówiony i przeanalizowany, przez to często  nigdy nie jest dostatecznie dobrze rozwiązany, bo w takim wydaniu myślenia i podejścia politycznego, nie chodzi o realne rozwiązanie tego problemu, tylko chodzi o to kto w tej debacie lepiej wypadnie, jak tę debatę ocenią ich potencjalni wyborcy, i kto komu bardziej dokopał.

Takie podejście polityków do każdego problemu, który jest polem walki, spłyca jego pozytywne rozwiązanie, a wzajemna zawiść jest po prostu groźna ponieważ wprowadza zaślepienie, które nie jednoczy, a dzieli polityków, w sposobie rozwiązania problemu, który jest ważny dla całego społeczeństwa. Taka sytuacja powoduje, że cały szereg spraw i problemów do rozwiązania w naszym kraju jest spłycana, jest zbywana, jest bałaganiarska, jest niedopracowana, a to z kolei wpływa na jakość naszego życia publicznego i na jakość życia każdej polskiej rodziny.

Może dla wielu ten problem jest niedostrzegalny, ale jestem przekonany, że z upływem czasu, większość Polaków się przekona, że żyje w źle zorganizowanym kraju, kraju o takiej jakości jak dzisiejsza jakość i kultura debaty politycznej.

Drugie prawo polityków, to ucieczka od rzeczywistych problemów jakie mają dzisiaj ludzie i pozorowanie ( udawanie ) w ich podejmowaniu i ich rozwiązywaniu.
Dzisiaj politycy są wygodni, a część z nich nie jest w ogóle przygotowana do pełnienia misji, które wyznaczyli im obywatele. Wygoda polega na tym, że politycy uciekają od rozwiązania problemów, które dotykają szeregowych ludzi, nie chcą albo nie potrafią podjąć interwencji, zbywają ludzi z problemami stwierdzając, że nic w tej sprawie nie mogą zrobić, że sprawa jest poza ich zasięgiem, co niektórzy napiszą jakieś pismo interwencyjne lub interpelacje i mówią potrzebującym ludziom, że podjęli sprawę, no ale siła wyższa spowodowała, że w tej sprawie nie można nic zrobić. A ten biedny człowiek jak trafiał na bariery biurokratyczne, na ścianę niechęci do jego problemu, na „bezradność” urzędnika, na głupie przepisy, tak z nimi został.

Trzecie prawo polityków, to budowanie własnej kariery, załatwianie w pierwszej kolejności własnych spraw, spraw własnej rodziny i spraw własnej partii, a dopiero w drugiej kolejności załatwianie spraw publicznych.
Każda partia polityczna dba o „swoich” ludzi. Jeśli dana partia ma w swoich szeregach osoby kompetentne, znające dzieło sprawowania władzy publicznej, to ma prawo takich ludzi desygnować na funkcje publiczne, oczywiście w pewnych proporcjach, które nie naruszają status stanowisk niepolitycznych . Nasz obecny problem polega na tym, że klasa polityczna ma takich ludzi stosunkowo niewielu i nie kształci nowych kompetentnych przedstawicieli władzy, a opiera się w niewiarygodnie dużej mierze na ludziach przypadkowych, często źle zorganizowanych, bez doświadczenia w zarządzaniu obszarami publicznymi, dyspozycyjnymi względem swoich mocodawców – najpierw ONI a dopiero później misja publiczna, do której są powołani.

To powoduje, że Państwo Polskie jest byle jak zarządzane, bardziej na pokaz niż racjonalnie i profesjonalnie. I należy jasno sobie to powiedzieć, stopień kumoterstwa i kolesiostwa w załatwieniu spraw personalnych, obsady stanowisk i załatwiania pracy tzw. „swoim” jest niespotykanie wielka w dziejach polski demokratycznej. Z moich obserwacji wynika, że tzw. konkursy rozpisane na stanowiska publiczne w 99% są picem, czyli fikcją. Zdecydowana większość tych stanowisk jest z góry obsadzona „swoimi” i niestety w znacznej mierze niekompetentnymi osobami.

Czwarte prawo polityków, to jest myślenie i działanie doraźne, bieżące, nieperspektywiczne. Najdłuższe myślenie przeciętnego polityka nie sięga dalej niż cztery lata kadencji, w której działa, a tak naprawdę jest rok, dwa, w którym zamyka się myślenie tego co chce i co robi dany polityk.
Z całą świadomością obnażam ten stan rzeczy, choć robię to z przykrością, ponieważ nadal jestem politykiem. Nie mam zamiaru się na tym tle wybielać, że jestem inny, bo i tak w tej sytuacji to nie ma żadnego znaczenia, przez przeciętnego człowieka jestem tak samo zaszeregowany jak pozostali politycy. Jednak piszę o tym, ponieważ potrzebna jest nam politykom poważna refleksja nad dzisiejsza rzeczywistością. Przecież istotą polityki jest rozwiązywanie problemów, jest dbanie o rozwój kraju i poszczególnych regionów, jest walka o przejrzystość życia publicznego i dbanie o interes społeczny, jest walka o lepszą jakość życia Polaków.

Jeśli politycy tego nie zrozumieją, to jestem przekonany, że ludzie wezmą swoje sprawy w swoje ręce. To nie jest dobre rozwiązanie, ale bez zmiany sposobu zarządzania naszym krajem, bardzo prawdopodobne.
Niejednokrotnie w swoich felietonach podkreślałem, że jesteśmy 23 lata po przemianach ustrojowych, to już jedno całe pokolenie wyrosło w Polsce demokratycznej. Zatem musi się rodzić pytanie co jako społeczeństwo osiągnęliśmy, co jest naszym atutem?

Niestety, poza szczęściem, że będąc w Unii Europejskiej możemy korzystać ze środków unijnych przeznaczonych na rozwój Polski, niewiele osiągnęliśmy jako społeczeństwo, mimo, że przeciętny Polak, który ma pracę pracuje średnio nie 8 a 10 godzin dziennie, to nie może się dorobić i doczekać godziwego poziomu życia, ponieważ pracuje za niewielkie pieniądze, waloryzacja emerytur wystarcza realnie na pokrycie trzech miesięcy kosztów podwyżek, które serwuje się nam w prawie każdej dziedzinie życia. Generalnie żyjemy na kredyt, a 2,5 mln. Polaków szuka swojego szczęścia życiowego poza granicami kraju.
Najdziwniejsze jest to, że politycy tego nie dostrzegają, nie mają koncepcji wyprowadzenia Polski ze stagnacji niskiego poziomu życia przeciętnego Polaka i tak naprawdę akceptują ten stan rzeczy.

Myślę, że Polacy zasługują na więcej, choć to Oni przecież wybierają takich polityków jakich wybierają i to Oni rozliczają tych polityków z takiego działania jak rozliczają i to Oni będą wybierać następnych polityków w następnych wyborach.
Używam słowa ONI, ponieważ niedługo tak będzie ONI – politycy i ONI ludzie, rozdźwięk jest co raz większy, choć sprawy i problemy do rozwiązania są NASZE WSPÓLNE!

niedziela, 2 czerwca 2013

TOŻSAMOŚĆ DOLNOŚLĄZAKA

W tym roku minie 68 lat od momentu gdy zwycięscy Drugiej Wojny Światowej w Poczdamie ustanowili nowe granice Polski, które przesunęły nasz kraj na Zachód Europy. Mówiono wtedy, że dokonała się sprawiedliwość historyczna i do macierzy powróciły rdzenne polskie ziemie. Ta opinia była trochę naciągana ponieważ obszary tej części Europy przez stulecia należały do Polski, były samodzielnymi dzielnicami (księstwami), były częścią Czech i częścią różnej formy państwa niemieckiego.

Częścią ziem zachodnich Polski jak wiadomo stał się również Dolny Śląsk. Proces zasiedlania przez ludność polską ziem odzyskanych nie był łatwym procesem, ponieważ jeszcze przez trzy lata po wojnie mieszkali tu Niemcy, grasowały bandy Werwolfu, pojawiło się mnóstwo szabrowników, którzy kradli co popadło, no i z różnych stron byłej Polski i z różnych regionów Europy (np. z Rosji, Ukrainy, Litwy, Francji) przybyli tu ludzie polskiego pochodzenia aby znaleźć tu swoje miejsce, swój dom, założyć nową rodzinę. Przewagę w tej mieszaninie nowych obywateli mieli osiedleńcy z Centralnej Polski i z za Buga. Nieraz połowę jakiejś wsi stanowili jedni, drugą połowę drudzy. Wspólne bytowanie nie było proste, inne przyzwyczajenia, inne zachowania kulturowe, inny akcent mowy, wzajemne uprzedzenia. Na dodatek brak wspólnych celów i strach, że któregoś dnia wszystko się odwróci, powrócą tu Niemcy a oni nie znajdą nowego kąta i nie będą mieli gdzie pójść.

Trudnych momentów było wiele, ale z czasem ludzie zaczęli się docierać, a mieszanina ludzka zaczęła się integrować, powstały nowe związki małżeńskie, zaczęli się rodzić rodowici Dolnoślązacy i tak już czwarte pokolenie nosi miano Dolnoślązaka.

Jesteśmy w miarę rozwiniętym regionem Polski, bliskość granicy z Czechami i Niemcami sprawiła, że część mieszkańców znalazła tam pracę a przez to staliśmy się bardziej tolerancyjni i otwarci na inne narody Europy, dobrze tez rozumiemy przesłanie jakie niesie nam Unia Europejska.

Jednak, jest coś czego w dniu dzisiejszym nie umiem do końca zdefiniować. Gdyby mnie ktoś w chwili obecnej zapytał jak wygląda więź przeciętnego Dolnoślązaka z regionem, jak wygląda szczególność naszego regionu w relacji do innych polskich województw, i jak przejawia się pojęcie tożsamości Dolnoślązaka, czyli jego wyróżnik w stosunku do Wielkopolanina, Warszawiaka, mieszkańców Podkarpacia, Lubelszczyzny czy Podlasia, to niewiele na ten temat mógłbym powiedzieć. Bardziej wyraziście mógłbym określić co mieszkańców tamtych regionów wyróżnia w relacji do nas Dolnoślązaków niż na odwrót.

Myślę, że zdecydowana większość mieszkańców Dolnego Śląska jest dumna, że tu mieszka, że tu lokuje dalszą swoją przyszłość, i że pragnie aby nasz region dynamicznie się rozwijał. Starsze pokolenie, które przybyło na Dolny Śląsk jako pierwsze wie, że tu pozostaną ich mogiły i świadectwo tego co na tej Ziemi stworzyli i co po sobie zostawią. To Oni zbudowali kawałek nowej Polski, zrozumieli co to jest tolerancja dla inności kulturowej, pokonali bariery i będąc pod pewną presją historyczną pogodzili przeszłość z przyszłością. To wielka sprawa i wielki wyczyn. To tym ludziom należą się najwyższe wyrazy szacunku.
A co mają robić młode pokolenia Dolnoślązaków, urodzonych na tej pięknej Ziemi? Sam na to pytanie nie odpowiem, ale mogę rozpocząć dyskusję w tej sprawie.

Mam wrażenie, ze jest kilka celów, które mogą być motywacją do działania dla młodszego pokolenia Dolnoślązaków, najważniejsze z nich to; walka o jakość życia mieszkańców naszego regionu; dążenie do uatrakcyjnienia potencjału turystycznego, kulturalnego, gospodarczego oraz do poprawy i rozbudowy infrastruktury drogowej, kolejowej i mieszkaniowej; dążenie do mądrych rządów, opartych na filozofii zrównoważonego rozwoju całego regionu, a nie opartych na przepychankach politycznych, tych co w danej chwili rządzą. Cele, o których wspominam mają swoje znaczenie materialne i są podstawą do budowania dobrej jakości życia mieszkańców naszego regionu. Kiedyś jako polityk rzuciłem takie hasło, że „Dolny Śl. Może być Bawarią Polski” , czyli może być najbogatszym regionem Polski, oczywiście nie kosztem innych regionów, a za sprawą naszej zaradności. Myślę, że bez względu na nasze obecne trudności warto o to powalczyć ponieważ mamy potencjał aby tak było!

Jednak w moim mniemaniu jest jeszcze jeden cel, który zawarłem w tytule tego artykułu, to jest budowanie tożsamości Dolnoślązaków, budowanie więzi regionalnej, i budowanie nowej tożsamości Dolnego Śląska na mądrych zasadach, chociażby na budowaniu „nowego” z poszanowaniem historii narodów, które żyły na naszej Ziemi, z odbudową zabytków świadczących o dorobku pokoleniowym Dolnego Śląska, budowaniem nowego na otwartości, tolerancji i poszanowaniem odrębności kulturowej ludzi żyjących w naszym regionie.
Czy to jest możliwe? Myślę, że tak, dlatego, że jest kilka atutów, żeby tak się stało.

Pierwszym z nich jest czas. Minęło prawie 70 lat jak jesteśmy gospodarzami tej Ziemi. Jako dolnośląskie społeczeństwo mamy prawo wprowadzać nowe symbole wyróżniające nasz region spośród innych regionów, i nie chodzi tu żeby likwidować stare wyróżniki, np. można rozpisać konkurs architektoniczny na charakterystyczną zabudowę nowych osiedli lub indywidualnych domów w jakimś rejonie regionu – słynna jest zabudowa tyrolska w Alpach, czy bardzo podobna architektonicznie zabudowa na Riwierze Francuskiej, dlaczego nie miałoby być nowoczesnej zabudowy dolnośląskiej?

Nie mamy prawie żadnych piosenek o poszczególnych miejscach Dolnego Śl. Chyba najsłynniejsze są „niebieskie tramwaje” Pani Koterbskiej z lat 50tych opiewające walory Wrocławia. Przecież mogą powstać piosenki o Świdnicy, Kłodzku, Wałbrzychu, o naszych górach i dolnośląskich lasach. A nawet nie miałbym nic przeciw, gdyby powstał nowoczesna piosenka o Dolnym Śl. którą moglibyśmy nieoficjalnie nazwać naszym hymnem, no może naszą muzyczną wizytówką.
Moglibyśmy promować materialnie bardzo uzdolnionych Dolnoślązaków, którzy w zamian po zrobieniu karier promowali by nasz region.

Sam mógłbym wymyślić jeszcze wiele dziedzin, gdzie można by rozpocząć prawdziwe budowanie naszej dolnośląskiej tożsamości, ale lepiej, żeby do tego zadania przystąpili jeszcze inni, którzy czują, że ta wartość jest dla nas tak samo istotna, jak jakość naszego życia.

Drugim czynnikiem decydującym o budowaniu naszej tożsamości są ludzie. Dolnoślązacy mają fantazję i wyobraźnię i wiem, że gdyby się zabrali za budowanie tożsamości miejsca, w którym żyją, to wymyślą takie wartości i styl życia, który będą nas Dolnoślązaków łączyć w osiąganiu wspólnych celów, które będą nasze, i z których będziemy dumni. 

Trzecim czynnikiem inspirującym nas do budowania tożsamości jest przeświadczenie, że nie można w nieskończoność mieszkać na „ziemi niczyjej”. Bez wartości, które się buduje dziś i tu ale bez tożsamości sprawią, że zawsze będziemy w poczekalni a nie w domu. Tu jest nasz dom, który może być przykładem składnego życia dla nas samych, ale i dla Polski i całej Europy, dom otwarty dla wszystkich ludzi dobrej woli, dom w którym historia jest przyjacielem dnia dzisiejszego, a przyszłość jest niekonwencjonalna, ciekawa, nowatorska i odkrywcza nie tylko dla naszego regionu początku XXI wieku, ale i dla przyszłości naszego kraju.

Czwartym czynnikiem jest potrzeba istnienia. Ludzie, którzy nie tworzą, nie marzą, nie umieją się odnaleźć w rzeczywistości, w której są, nie pozostawiają po sobie śladów, po prostu nie istnieją.

A przecież my istniejemy, więc budujmy tą naszą dolnośląską tożsamość. Mówię wam warto!

czwartek, 16 maja 2013

MINISTER NOWAK JEST ZEGARMISTRZEM CZY MINISTREM TRANSPORTU?


Obecny Minister Transportu  Sławomir Nowak jest gdańskim działaczem Platformy Obywatelskiej. Z ramienia tej partii pełnił szereg ważnych funkcji w jej łonie i szereg wysokich funkcji  publicznych,    m. in. był szefem tej partii w woj. pomorskim, był wiceszefem Klubu parlamentarnego PO w Sejmie, pełnił funkcje ministerialne w kancelarii Prezydenta  RP Bronisława Komorowskiego. Można powiedzieć sztandarowy działacz PO .

Ostatnio powierzono Ministrowi Nowakowi funkcje Min. Transportu, czyli „gościa”, który nadzoruje m. in. budowę dróg i autostrad, budowę i funkcjonowanie polskiej niewydolnej kolei państwowej, tudzież innych zadań związanych ze strukturą organizacyjną polskiego transportu. Zatem Minister Nowak pełni po raz kolejny bardzo poważną funkcję państwową w imieniu Platformy Obywatelskiej!

W  ostatnim czasie dowiedzieliśmy się, że Min. Nowak pomylił swoje prawdziwe powołanie polityka i „fachowca” od transportu z zawodem zegarmistrza. Okazało się, że ów Minister ma w swoim posiadaniu kilkanaście zegarków wartych od kilkunastu do kilkudziesięciu tysięcy złotych. Co dziwne ów minister nie wie skąd niektóre z tych zegarków znalazły się w jego posiadaniu, twierdzi, że niektóre z nich po prostu pożyczył tymczasowo ale nie wiadomo od kogo i po co, a tak w ogóle, to nie wie czego czepiają się media.

Jak wiadomo od wielu lat funkcjonariusze publiczni, np. radni, posłowie, burmistrzowie i wójtowie gmin, a także wiceministrowie określonych resortów składają coroczne oświadczenia majątkowe, czyli informują w tych oświadczeniach jaki posiadają majątek, ile w danym roku zarobili, jakie i skąd zaciągnęli zobowiązania, np. skąd wzięli pożyczki i darowizny, itd. Jeśli chodzi o dobra ruchome, np. samochody, obrazy, rzeczy - chociażby zegarki, które przekraczają wartość 10 tyś. zł. muszą one być również wykazane w tym corocznym oświadczeniu majątkowym.

Zgodności z rzeczywistością i wiarygodnością tych oświadczeń deklarowanych przez tych funkcjonariuszy publicznych sprawdzana jest przez właściwy urząd skarbowy, w którym ten funkcjonariusz opłaca swoje podatki i w wielu przypadkach przez CBA, czyli Centralne Biuro Antykorupcyjne.
I tu przechodzimy do sedna sprawy. Jeśli Minister Nowak rzeczywiście posiada te zegarki o tak wielkiej wartości, które są jego własnością, bądź są pożyczone, a nawet jeśli są na „pokaz” w jego posiadaniu, to powinny być opisane w oświadczeniu majątkowym tego Ministra, a w określonych przypadkach, np. darowizny, powinny być opodatkowane.

Ta czy siak wychodzi na to, że Minister Nowak co najmniej z dwóch ustaw mógł złamać prawo ponieważ ani nie opodatkował ewidentnych korzyści majątkowych, które potencjalnie otrzymał w postaci bardzo wartościowych zegarków, ani ich nie zgłosił w oświadczeniu majątkowym, co rodzi  również konsekwencje prawne w razie nierzetelności  wypełnienia tego oświadczenia zgodnie z prawdą.
W opisywanej sytuacji  należy jeszcze zwrócić uwagę na ewentualne przypuszczenie zaistnienia aktu korupcji, bowiem Minister Nowak nadzoruje resort ministerialny, który przeprowadza bądź nadzoruje inwestycje infrastrukturalne, np. budowę dróg i autostrad na wiele miliardów złotych.
Potencjalne przyjęcie przez tego ministra „upominku wdzięczności” w postaci zegarka za kilkanaście bądź kilkadziesiąt tysięcy złotych byłoby na pewno korupcją.
Ta sytuacja z zegarkami według mnie jest symbolem rządów Donalda Tuska i jest przykładem w jakim miejscu jesteśmy w budowaniu sprawiedliwego i jakościowo uczciwego Państwa.

Jeśli; Po pierwsze ta sprawa nie zostanie rzetelnie wyjaśniona, a mnie się wydaje, że ta sytuacja śmierdzi na odległość, to znaczy, że organy ścigania i wymiaru sprawiedliwości są upolitycznione, dyspozycyjne, sterowalne i nieobiektywne, a to z kolei świadczy, że budujemy państwo kolesi.
Po drugie chciałbym w tej sprawie widzieć wnikliwość, uczciwość i konsekwencje Pani Pitery, która podobno tak wytrwale i skutecznie zwalcza w imieniu państwa i organizacji międzynarodowych, korupcję w Polsce.
Po trzecie jeśli okoliczności tej sprawy zostaną w swoisty sposób zatuszowane, to Ty Obywatelu „tego” kraju będziesz rolowany i oszukiwany na każdym kroku, bo władza będzie mogła wszystko, jako bezkarny organ kolesi.
Po czwarte, jeśli media w tej sprawie zamilkną, jeśli zamilkną tzw. śledczy dziennikarze, to wiedzmy, że i oni nie mają w sobie za grosz uczciwości.
Po Piąte jeśli jako obywatele i społeczeństwo będziemy się godzić na takie oszukaństwo, ponieważ np. nie mamy na kogo głosować, to i my  na takie dziadostwo się godzimy.
Po szóste, jeśli tak ma być, to ja dziękuje za taką demokrację i pytam się o co walczył Wałęsa, Lityński, Mazowiecki, Frasyniuk, Pinior i cała ta Solidarność, walczyli o Państwo kolesi czy o Polskie Społeczeństwo?

piątek, 26 kwietnia 2013

CZEMU SIĘ NIE CIESZYCIE?

W latach 70 tych, jeszcze za realnego socjalizmu w życiu publicznym i kulturalnym w Polsce hitem festiwali, tak jak i dzisiaj były kabarety, które uprawiały satyrę o dużym ładunku politycznym. Na jednym z takich festiwali kabareciarze Laskowik i Smoleń wystawili kabaret pt. „Z tyłu sklepu”. Akcja kabaretu toczyła się z tyłu sklepu warzywnego, gdzie różni, wspaniali wtedy kabareciarze,  obnażali w sposób inteligentny ale  i bezlitosny słabości ówczesnego systemu. Spektakl był naprawdę dowcipny i bardzo rozbawił publiczność w amfiteatrze i przed telewizorami. Mnie jednak utkwiła do dnia dzisiejszego piosenka śpiewana przez pana Smolenia, która mówiła o życiu zwykłych ludzi. W pewnym momencie Smoleń przestał śpiewać i powiedział…   „ ludzie czemu się nie cieszycie, przecież do pracy jedziecie?”… i dokończył swoje wystąpienie.

Wtedy to była bardzo bolesna refleksja. Przecież w tamtym czasie wszyscy, dosłownie wszyscy dorośli ludzie mieli pracę. Zarobki nie były za wysokie ale pensje w rodzinie wystarczały na utrzymanie mieszkań, na wakacje, na edukacje dzieci, na leczenie się, na doznania kulturalne, na życie towarzyskie. Ludzie żyli skromnie ale bezpiecznie, ich zmartwienia były inne ale bezpieczeństwo socjalne było faktem i zapewniam, że w sklepach poza pierwszym okresem stanu wojennego, było o wiele więcej towaru niż pokazywany dzisiaj do znudzenia tylko sam ocet na półkach.
Można zapytać jeśli było tak dobrze, to dlaczego było tak źle, że Polacy zmienili system?

Na to pytanie nie ma jednoznacznej odpowiedzi, ale można by ją w największym skrócie  sformułować tak; ludzie mieli poczucie bezpieczeństwa socjalnego, ale wszędzie wokół nich i we wszystkim co robili była instytucja państwa. „Państwo” decydowało o standardach życia zwykłych ludzi, mówiło im co było dobre a co złe, co im się należy a co nie, w rezultacie ludziom nie dawano prawa wyboru.  Przez takie działanie zabijano indywidualizm ludzi, ich osobiste spojrzenie na otaczający ich świat, a w efekcie zabijano ich poczucie wartości. Dlatego Polacy czuli się stłamszeni, szarzy i przytłoczeni, bo to „ szczęście”, które im wtłaczano na siłę, nie było ich!

Minęło ponad 20 lat Polski demokratycznej i wszyscy czujemy, że mamy zupełną swobodę wyboru , „Państwo” zostawiło nas samym sobie i w nic się nie wtrąca, choć nie wiem dlaczego każdego dnia służby specjalne podsłuchują ponad dwa miliony Polaków?, każdy i kiedy chce może wyjechać za granicę, młodzież masowo uczy się na licznych wyższych uczelniach, każdy może kupić sobie zagraniczne lekarstwa, Konstytucja RP zapewnia „bezpłatny” dostęp do służby zdrowia, kariery i pieniądze leżą na ulicy, i każdy może otworzyć swój biznes, prawie już nie mamy państwowych – „nieefektywnych” – zakładów produkcyjnych, wydaliśmy 200 miliardów zł. otrzymanych na rozwój Polski z UE, choć efekt jest mizerny i co ciekawe jesteśmy kilkakrotnie bardziej zadłużeni niż za Gierka, (jak widać wydajemy bardzo dużo, tylko na co?), w telewizji politycy w imię wolności chcą się pozabijać „dla dobra” narodu, tylko kabarety już prawie przestały wyśmiewać się ze spraw politycznych, chyba dlatego, że w tej mierze nie są w stanie przebić Rządu RP.
I tu jawi się znowu pytanie; jeśli jest tak dobrze to dlaczego jest tak źle?

Na to pytanie też nie ma prostej odpowiedzi, ale można byłoby ją sformułować tak; pojęcie wolności nie można traktować tylko w jednym jednoznacznym aspekcie, czyli swobody wyboru i prawa do swobodnego wyrażania swoich poglądów i ideałów. Poczucie wolności ma głębszy i szerszy sens. Przede wszystkim wolność musi przejawiać się w godności życia każdego człowieka, a na tę godność wpływają także  warunki i jakość życia, poczucie bezpieczeństwa socjalnego, przewidywalność jutra, perspektywa rozwoju, uczciwość organów publicznych w stosunku do obywatela, powszechność dostępu do dóbr umożliwiających rozwój  intelektualny szeregowych ludzi, równość w dostępie do pracy i godziwa płaca. Niestety tak nie jest!

Nagle wyrosło nam pokolenie „1000 złotych” - takie są realne zarobki dla młodych ludzi, pokolenie bezrobotnych – kilka milionów Polaków jest stale bez pracy, pokolenie milionów zarobkowych emigrantów, pokolenie starych sfrustrowanych ludzi – ciągle słyszą, że są za dużym obciążeniem dla Państwa, i to jedno, bardzo elitarne, słoneczne pokolenie, któremu żyje się naprawdę dobrze – bogato tak jak w kolorowych żurnalach i luksusowych zagranicznych kurortach. Dlatego tak aktualne jest pytanie; ludzie czemu się nie cieszycie?

środa, 24 kwietnia 2013

Początki

Witam Wszystkich na moim blogu.
Chciałbym aby był on miejscem na moje głębsze i dłuższe przemyślenia. Sporo myśli przelewam na papier, a dzięki temu blogowi będę mógł dzielić się nimi także z Wami. Tematyka będzie różna, nie będzie tylko o polityce więc nie bójcie się:) Będę starał się pisać na różnorodne tematy, tak żeby każdy mógł znaleźć coś dla siebie. Blog będzie ściśle zintegrowany z moim oficjalnym fanpagem na facebooku, więc będą się tam na bieżąco pojawiały linki do artykułów umieszczanych na blogu. Nie pozostaje mi nic innego jak zaprosić, Was do zaglądania tutaj jeśli oczywiście będziecie chcieli i znajdziecie wolną chwilę w tym zabieganym świecie.